piątek, 6 maja 2016

7356 gitar - nowy rekord Guinnessa! Pierwsze wrażenia

                                    Powód do dumy! 

   Kto dał się namówić na 1-majowy wyjazd do Wrocławia pewnie nie żałuje absolutnie! Szczęście dopisywało nam od początku. Świetna pogoda, znakomite humory, złamana gitara jeszcze przed podróżą - ogólna euforia tego niedzielnego poranka promieniowała w całej 49-osobowej grupie począwszy od miejsca zbiórki na bocheńskim rynku. Obecność sprawdzona - nikt nie zaspał, więc przed odjazdem fotografia pod Kazkiem obowiązkowa!









Szczęśliwej drogi już czas

    Trzytygodniowe przygotowania nie poszły na marne, co widać fotografii.Każdy gitarzysta lub gitarzystka zostali "umundurowani" niczym reprezentacja narodowa.Koszulki, identyfikator z indywidualnym podpisem w komplecie ze smyczą, naklejki z kapselkiem 11-tego Bocheńskiego Autokaru Gitarzystów, dzięki wsparciu Urzędu Miejskiego w Bochni i szefa AutoProduktu Andrzeja Świgosta i Maćka Famielca z FotoAtelier Famielec, nie zabrakło dla nikogo. 
 By osłodzić poranek był również poczęstunek na słodko - czekoladki i cukierki w większej ilości prosto z pudełka po urodzinowym torcie mojej córki Kasi (również była parę razy na GRG, podobnie jak syn Sebastian). Słodyczy wystarczyło do samego powrotu na ten sam rynek, tyle, że niecałą dobę później. Nasz znakomity kierowca Darek momentalnie pokierował autokar na pierwszy postój na stacji benzynowej. Kości rozprostowane, stan się zgadza - możemy jechać dalej. GRG to nie matura (trzymamy kciuki za naszych byłych i obecnych uczestników, którzy mają zaszczyt być maturzystami!), więc ściągi na rekordzie można mieć. Nie ma się co dziwić, bo niektórzy do niedawna nie znali muzyki Hendrix, a utworów do wspólnego grania prawie dziesięć... Karty zgłoszeniowe również każdy mógł wypełnić w drodze, albo na postoju, żeby skrócić sobie czas rejestracji i stania w kolejce.
Drugi postój okazał się przymusowy i potrwał prawie 3 godziny. Na drodze przed Górą św. Anny, a dokładnie na 260 km A4 zatrzymał nas karambol spowodowany plamami z oleju. Na początku nawet oba pasy w przeciwnych kierunkach były zablokowane. Nikt nie tracił wiary, że będziemy we Wrocławiu, więc wyszliśmy z autokaru, by zintegrować się w plenerze. Było mnóstwo czasu, więc Wild thing, Thanks Jimi, House of the rising sun, a nawet Breaking the law też wybrzmiały w tym miejscu. 
Co bardziej ciekawscy ruszyli do przodu i niespodziewanie powrócili z koszykiem ... truskawek. Dominik -  zaprzyjaźniony fotoreporter z Kulturalnej Bochni obdarował chętnych pięknymi truskawkami, a niektóre były nad wyraz ogromne i smaczne. 

Ostatnia prosta
Do Wrocławia nie pozostało zbyt wiele drogi i na szczęście doczekaliśmy się momentu, że mogliśmy ruszyć do Europejskiej Stolicy Kultury, by dotrzeć tam koło południa. Zgrabnie nasza bocheńska grupa ruszyła na Rynek, gdzie od przeszło 2 godzin trwały zapisy, na scenie i wokół niej już się gromadzili niespokojni gitarzyści, wolontariusze uwijali się przy zapisach i wokół zorganizowania gitary z gitar (później również serca). Pogoda sprzyjała jeszcze bardziej, a utrudzeni podróżą i wczesną pobudką rozeszliśmy się na ciepły posiłek. 
Wróciłem na chwilę do autokaru, by doładować komórkę, zabrać gitarę, przypomnieć sobie repertuar i ponownie doczłapać na rynek. Tradycyjnie scena stała tam, gdzie po raz pierwszy ją zobaczyłem w 2006 roku.... I pomyśleć, że 10 lat mignęło od tamtego pierwszego rekordu ;) Przedostałem się do strefy wydzielonej dla rekordzistów, by odszukać grupę autokarowych gitarzystów. Zgromadzili się w miejscu w pobliżu ekipy z kamerami, czyli tak jak przez ostatnie lata. Ekipa była, ale flaga Undergroundowej gdzieś utknęła w pobliskich ogródkach kawiarnianych. Szybki telefon i z trudem dotarła i flaga i pozostali uczestnicy BAG-u. W końcu byliśmy oflagowani. 
Granatowe koszulki z pewnością nie są tak widoczne jak żółte, pomarańczowe, czy zielone, które wyróżniały nas w tłumie, ale nie zawsze trzeba się wybijać w tłumie. Bardziej skupiliśmy się na wspólnym graniu i sam rekordowy Hey Joe przyszedł tak nagle, że aż żal było pomyśleć, że już po wszystkim. Na koniec prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz odczytał końcowy wynik 7356 osób, który oznaczał, że po raz kolejny liczył się dosłownie każdy, kto uczestniczył w tej próbie bicia rekordu Guinnessa. 
Poprzedni rekord był  słabszy tylko o 12 osób! Nie ma co gdybać, bo każdy kto uczestniczył w tym 3, a może nawet 4-pokoleniowym tłumie jest ważny. Powinien się czuć i jest zwycięzcą. Nie byliśmy osamotnieni w tej próbie, bo jeszcze wiele miejsc na świecie połączyło się "przez łącza sieciowe", by tym gestem dołożyć cegiełkę od siebie. 
San Sebastian, Madryt, Drezno, Obernhausen, Budapeszt, Mińsk, Wilno, Moskwa, Kolboten (Norwegia), Bukareszt, Liestal (Szwajcaria), Rennes (Francja) to nie są jedyne miejsca, które wsparły GRG, ale to Ci, którzy byli tam osobiście dobrze poczuli się w największej gitarowej orkiestrze świata. 







Gitarowi rekordziści Guinnessa 2016




Moment przed ogłoszeniem oficjalnego wyniku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz