Nie od razu jednak było wiadomo kim jest tajemniczy gość. Tym bardziej skąd przybywa, bo był wyjątkowo milczący.
Pogoda przed dziesiątą dzisiejszego wtorku nie mogła się wyklarować. Chmury skutecznie broniły słońcu pełnego dostępu. Jednak po wielu zmaganiach rozpiechrzchły się obłoki i tylko słoneczko zaglądało do okien.
Czas jakiś później okazało się, że również zza okna zaciekawiony zagląda ów nieznajomy. Fakt, że było to czwarte piętro absolutnie mu nie przeszkadzał.
Czuł sie dość swojsko. Nie chciał być jednak intruzem, choć Jola odruchowo przymknęła okno przed Jego nosem, a w zasadzie dziobem. Nie będe trzymał Cię w niepewnosci,więc musisz wiedzieć, że ten gość to gołąb pocztowy. Nie był to zwykly, płochliwy goląbek. Gdy przyleciał drugi, to Jego nie wystraszyło przeganianie. Nie bał się ludzi, ani pohukiwania. Pozostał niewzruszony i wciąż obserwował nas.Nawet próbował się dopominać o wpuszczenie do środka trzepocząc skrzydłami o szybę.
Jola zauważyła, że ma obrączki białą i zieloną - podała zapamiętane numery.
Czem prędzej uruchomiłem kompa. Skoro takie namiary są, to musi być możliwość zlokalizowania skąd w ogóle jest ten podróżnik.
Po wyguglaniu zwrotu:
obrączkowany gołąb jak odczytać oznaczenia
pierwsza pojawiła się strona z zagubionymi i przybłakanymi gołębiami.
Było wiele pewników, że to polski gołąb, że jest zaobrączkowany 3 lata temu (podwójna liczba). Numer też był pewny: 6372, ale poszukiwania przynależności do regionu napotykały przeszkodę, bo pierwsza cyfra to musi być zero. Po kolejnych oględzinach i na fotografiach okazało się, że numer został źle zapamiętany i jednak to jest 0315 - rejon bocheński. Zauważyłem też pionowy napis PZHPG - oznaczenie związku hodowców.
Po następnych guglaniach na liście znalazłem adres lokalnego zarządu
i kontakt do przedstawiciela. Telefon był przedostatnim ogniwem poszukiwań właściwej osoby. Dostałem informację, żeby napoić i nakarmić gołębia. Właściciel miał zostać odnaleziony, a mi pozostało oczekiwanie na odzew od niego. Wcześniejsze wypełnienie ankiety o zgubie okazało się nadaremne, ale ważne, że cel był już coraz bliżej.
Przed upływem trzech kwadransów telefon dzwoni. Powtórny instruktaż, żeby goląb nie odleciał, a najlepiej, by złapać go do pudła.
Po napojeniu i wysypaniu ziaren z chomiczej paczki wiedziałem, że podróżnikowi nie chce się odlecieć. Ani nawet nie próbował uciekać.
Cały czas czujnie słuchał, obserwował, zaglądał do okna i nie mógł się zdecydować, czy wejść do środka. Oczekiwanie wlokło się, ale mając takie towarzystwo cały czas wypada monologować bezustannie :)
Po konsultacji jak odnaleźć moją kwaterę dojechali właściciele. Właścicielka pofatygowała się z pudełkiem drżąc, by zastać podopiecznego. Uchyliłem szerzej okno i chwilę później mój towarzysz został pochwycony fachowo
i wylądował w wysokim, kartonowym pudle. Do domu nie miał daleko, bo parę kilosów autem do Jodłówki.
Na koniec rozmowy dowiedziałem się, że to jest olimpijczyk i przyleciał dopiero co z Hanoweru. Nie dziwne, że po takiej trasie ani myślał fruwać z parapetu:)
Pardon! - muszę skorygować płeć - to była gołębica Tonia. Okazało się to dopiero po wieczornym telefonie do właściciela. Ta "olimpijka" dziewiąty raz przeleciała trasę z niemiec i przynajmniej 900 km.
Niestety nie wszystkie pozostałe gołębie powrociły do swoich domów ...
Czasem taki gołąb może być dosłownie symboliczny, bo od zawsze kojarzy się z pokojem. Tego niestety nam ostatnimi czasami brakuje.Widocznie to dobry znak.
Gołębica Tonia bardzo towarzyska istota.
copyright: By Koder
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz