Czym dla mnie jest Queen?
To kapela, którą poznałem z radia jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku. Bodajże "Bohemian Rhapsody" zawładnęła moją wyobraźnią jako ta pierwsza. Niesamowite były głosy i nieokiełznane harmonie - w szczególności Freddiego. Zmiany nastroju i tempa wielokrotne, wręcz niespodziewane.
Jeszcze ta soczysta gitara Briana May`a - wykonana od A do Z przez niego osobiście ze starego kawałka mebla z przetwornikami Burns - uwodziła, czarowała, była po prostu uczuciowa i śpiewna zarazem.
I czyni to wciąż, więc niech Brian czuje się niezagrożony na prywatnym topie najlepszych gitarzystów.
To kapela, którą poznałem z radia jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku. Bodajże "Bohemian Rhapsody" zawładnęła moją wyobraźnią jako ta pierwsza. Niesamowite były głosy i nieokiełznane harmonie - w szczególności Freddiego. Zmiany nastroju i tempa wielokrotne, wręcz niespodziewane.
Jeszcze ta soczysta gitara Briana May`a - wykonana od A do Z przez niego osobiście ze starego kawałka mebla z przetwornikami Burns - uwodziła, czarowała, była po prostu uczuciowa i śpiewna zarazem.
I czyni to wciąż, więc niech Brian czuje się niezagrożony na prywatnym topie najlepszych gitarzystów.
Pierwszą analogową płytką, a dokładniej pocztówką dźwiękową - to jeszcze nie był nawet singiel Tonpressu !. Była nią "Love of my life" w koncertowym, chóralnym wykonaniu. Przez kilka dekad dziwił mnie fenomen tej pieśni, która wydawała mi się prostą balladą rockową. Dopiero, gdy parę lat temu usłyszałem nagranie w wersji płytowej i głośno, to dotarło do mnie, jaka jest siła razenia "Love of my life", więc ucieszyłem się, że już znam odpowiedź na frapujące pytanie. Nie mogę tylko dociec, czy to był jeden uwór, czy oprócz niej było jeszcze coś... Przez wiele lat i dekad Queen nie stało w miejscu. Wciąż zaskakiwali kolejnymi ewolucjami, zmianą stylu, podejściem do scenicznego show - w tym zawsze są i byli świetni.
Ich eksperymenty - jak dla mnie zawsze były do zaakceptowania - nawet, gdy niektórym nie podobały się kolejne płyty. Twardo i ze stoickim spokojem byłem całym serduchem za Queen. Czy były to eksperymenty z syntezatorem basowym - "Another One bites the dust", czy "przydługawe" utwory " jak na radiowe warunki, choć w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w naszym radiu była sporo większa tolerancja pod tym względem niż przez ostatnie 25 lat.W każdej płycie było mnóstwo perełek pomimo ciągłych poszukiwań i definiowania własnego stylu, który polegał przede wszystkim na tym, żeby nie "coverować siebie samego". w końcu jako smile zaczynali od rocka i glam rocka z butami na koturnach i fantazyjnymi strojami. Ich rozwój mogłem wtedy śledzić, dzieki miesiecznikowi "Non Stop", który często z wyjazdów służbowych przywoził mi tata, a później "zaklepywałem" sobie w kioskach. Jeszcze wcześniej swoją podstawową wiedzę czerpałem z "Na przełaj", gdzie nawet mój list do redakccji muzycznej został opublikowany .
W pamieci pozostały mi zdjęcia Queen i Jimi Hendrixa jakie ustrzeliłem na strzelnicy ;), choć muszki w wiatrówkach były rozregulowane zasadniczo.
Cała ilość piosenek Queen ma pierwiastek przebojowości, wielkiego geniuszu głosu Freddiego Mercury. By poczuć się bardziej docenionym wokalistą nagrał drugą solową płytę z Monserat Caball`e, a tytułowy utwór "Barcelona" został oficjalnym hymnem Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Niestety śmierć wokalisty przeszkodziła w tym, żeby osobiście zaśpiewał tę pieśń na otwarciu igrzysk ...W sportowym wątku zmieści sie zapewne"We are the champions", który był hymnem stadionowym, a w końcu został oficjalnym hymnem Ligi Mistrzów.
O Queenach można jeszcze sporo opowiedzieć, ale co za dużo, to niezdrowo, więc przed obcowaniem z grupą Queen dopytaj się znajomego aptekarza, albo lekarza nie zaszkodzi twojemu zdrowiu,lub życiu :)
Copyright By Koder`14
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz